W moim ogrodzie, gdzie czas leniwy powolną strugą płynął wytrwale...
A raczej ICH ogrodzie.
A raczej ich OGRÓDKU.
Magicznym ogródku.
Kwiatki zasadziliśmy - jak widać - w starej skrzyni po owocach wyłożonej folią (a dokładniej workami na śmieci). Pomalowałam ją farbą w sprayu, która została mi po macie sensorycznej.
Domek kupiłam na przecenie za 11zł.
Ławeczkę wykonałam sama z gałązek zebranych w czasie spaceru i kawałka tektury.
Płotek to pomalowane patyczki lekarskie przecięte w połowie.
Dróżkę wyłożyłam keramzytem, bo akurat to miałam pod ręką. Świetnie nada się do tego żwir, kamyczki czy piasek.
Na razie zamieszkały tu wiewiórki, jeż i pies. Ale biorąc pod uwagę fascynacje Starszego Brata, coś czuję, że niedługo nasz ogródek zamieni się w dworzec kolejowy;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz