No właśnie, jak nauczyć moje dziecko czynić dobro, gdy ja, mama, jestem kulawym tego przykładem.
Staram się więc dużo opowiadać o innych, zwracać uwagę na ich dobre, czasem drobne uczynki. Tak nam wyszło, że wrzesień upłynął nam pod hasłem pomocy innym. A ja starałam się jedynie podobierać do tego edukacyjne elementy.
Czytaliśmy książki o Dobrym Samarytaninie i wciąż moją ulubioną "Good people everywhere"
Nauczyliśmy się piosenki po angielsku o pomaganiu innym, "A helping hand".
Po sąsiedzku mieszkał głodny, chory, biedny człowiek. Rozmawialiśmy, jak musiał się czuć. Że było mu zimno. Syn zauważył, że nie miał skarpet. Siedział na ziemi. A Bogacz miał coś, czym mógł się podzielić. Nie podkreślałam, że był bogaty, że miał dużo wszystkiego, za dużo. Rozmawialiśmy, że po prostu miał coś, co mógł oddać.
Zaproponowałam, żebyśmy zrobili coś dobrego dla Łazarza. Zapytałam syna, co mógłby zrobić Bogacz. I tak na kartce powstał wyklejany stół z talerzem rosołu z makaronem, chlebem, masłem i serem ("żeby sobie zrobił kanapkę"), Łazarz został zabrany sprzed drzwi pałacu Bogacza, posadzony za stołem (na krześle!), ubrany (także w skarpetki) i nakarmiony.
Tak wygląda gotowa strona naszej Biblii, którą zabierzemy w niedzielę na Mszę. O pomyśle na ręcznie robioną Biblię dla dzieci można więcej poczytać TUTAJ.
0 komentarze:
Prześlij komentarz